Zaczął sypać śnieg. Widoczność na dworze była chyba ograniczona do jednego metra. Późnym wieczorem ktoś nagle zapukał do drzwi mojej jaskini. Gdy tylko je otworzyłam, do środka wpadł chyba cały huragan i kopa śniegu. Zaraz za nią wszedł znajomy pies.
- Alex? - zdziwiona spojrzałam na psa. - Co tu robisz? - pies wyglądał dosłownie jak kostka lodu
- Hej, wybacz, że wpadłem, ale na dworze jest straszna zawierucha. Wracam ze szpitala i jestem pewien, że nie doszedłbym do domu. Mógłbym.. - pies nie dokończył ponieważ wyczytałam to prawie z jego myśli.
- Przeczekać. - stwierdziłam.
- Dokładnie. To jak? - zapytał z nadzieją w głosie. Popatrzyłam na kopę śniegu przed drzwiami jaka wleciała do środka gdy otworzyłam drzwi.
- No jasne. - oznajmiłam pogodnie i zaprosiłam psa do "kominka". - Jesteś głodny? - krzyknęłam wychylając się z kuchni.
- Nie, dzięki. - odrzekł, a ja i tak przyniosłam mu miskę rosołu z dziczyzny. - Eh. Dziękuję. - uśmiechnął się i ułożył przy kominku jedząc późną kolację.
- To co tam u Ciebie? Jak tam rodzinka? - zapytałam chcąc się wydać miłą, ale tak na prawdę nigdy nie interesowała mnie Green Day oraz wszystko co się z nią wiąże oprócz.. a no właśnie, Alex'a.
- Jest wspaniale. Jutro planuję zabrać Horizona w dzicz.
- Heh. I co, zgodził się?
- Jeszcze mu o tym nie mówiłem, ale załatwiłem mu urlop. Nie ma wyboru. Musi się zgodzić.
Alex? BW ;w;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz