Podniosłam wzrok na swojego przyjaciela. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Tak. - wyszeptałam, nie wiedząc, jak mu podziękować. Jedno, z pozoru proste 'dziękuję' zawsze z trudem przechodziło mi przez gardło. - Bardzo mi się podoba. - Zdałam sobie sprawę z tego, że mój głos zabrzmiał słabo. Zamerdałam ogonem, by zatrzeć to wrażenie. Uniosłam prawy kącik pyska w delikatnym uśmiechu.
Raf w odpowiedzi uśmiechnął się do mnie ciepło.
Zarzuciłam naszyjnik na szyję. Motylek przyczepiony do rzemyka zniknął w mojej sierści, był ledwo widoczny. Jednak to się zmieniło, gdy podeszłam do Rafaello, by go uściskać. Odsunęłam się po chwili i spuściłam wzrok.
- Eee... Co robimy? - wymamrotałam.
- Idziemy do mnie? - Raf przekręcił głowę w lewą stronę.
- Okej. - odparłam bez zastanowienia. Już nawet nie myślałam o powrocie do mojego domu. Było za daleko i nie byłabym w stanie tam dojść.
Ruszyliśmy pięć minut później. Słońce zaczynało zachodzić, a śnieg sypał leniwie, zostawiając białe plamki na mojej sierści. Border szedł tuż obok mnie, a ja czułam się bezpiecznie w jego obecności.
Moje łapy zanurzały się w śniegu, który sięgał mi aż do kolan, co tylko utrudniało mi poruszanie się. Jednak mimo to nie zatrzymałam się ani razu.
- Gdzie mieszkasz? - spytałam, przenosząc wzrok na mojego towarzysza.
- Już niedaleko. - uśmiechnął się. - Zobaczysz.
- Nie lubię niespodzianek. - mruknęłam, na co Raf roześmiał się.
- W takim razie zgadnij. - zaproponował.
- Zgadywanek też nie lubię! - burknęłam, lecz wiedziałam, że tej krótkiej wymiany zdań o charakterze kłótni żadne z nas nie brało na poważnie. Już po chwili śmiałam się razem z nim.
Śmiech poprawił mi nastrój, od razu poczułam się lepiej. Minęło wiele czasu, odkąd czułam się tak wspaniale. Szybko udało mi się zapomnieć o tym, że niedługo któreś z mojego rodzeństwa zostanie Betą i prawdopodobnie padnie na mnie.
Przypomniałam sobie o tym, gdy byliśmy już prawie na miejscu. Ta myśl od razu mnie zgasiła. Okej, nie miałam nic przeciwko byciu zastępcą Alfy. Pogodziłam się z tym, a po pewnym czasie nawet sama tego chciałam. Jednak świadomość tego, że obecnie nie mieliśmy Alfy, sprawiała, że coś ściskało mnie w gardle. Bałam się obowiązków, które wiązały się z byciem Betą. Wysokie stanowisko, duża odpowiedzialność... Czułam się na to za młoda...
Na domiar złego fakt, że nie będę mogła walczyć przez następne pół roku. Wilki po tym zdarzeniu już na pewno wybrały sobie mnie jako łatwy cel. Nie miałam najmniejszych szans w następnej bitwie...
Raf zerknął na mnie kątem oka i najwyraźniej dostrzegł moją nagłą zmianę nastroju.
- Hej. - przemówił łagodnie. Stanął przede mną, przez co ja również się zatrzymałam. Rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, że to miejsce na pewno jest bezpieczne. - Co się stało?
- Jestem Młodą Betą. To się stało. - wydukałam.
- To chyba nie jest nic strasznego... - odrzekł pies niepewnie. Widząc, że nic nie odpowiedziałam, zwrócił się do mnie ponownie. - Jeśli to ciebie wybiorą na Betę, na pewno sobie poradzisz. - stwierdził. - Ale chyba chcesz tego, prawda? - dorzucił szybko.
- To nie jest tak, że nie chcę być Betą. - Ostatnie słowo dziwnie zabrzmiało w moich 'ustach'. - Ja nie mam nic przeciwko temu, nawet odpowiada mi tak wysokie stanowisko. Ja się po prostu boję, że to wszystko mnie przerośnie. - wyznałam. Wspomnienie dnia, w którym dowiedziałam się, że Nageezi zrezygnowała, sprawiło, że poczułam rosnącą gulę w gardle.
Raf?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz