Zdawało mi się, że śniłam całą wieczność. Przez cały czas przed oczami pojawiało mi się przerażające wspomnienie. Upadek z ruin stacji metra. Olbrzymi ból po silnym uderzeniu, a następnie ciemność, która spowiła świat.
To wszystko, co udało mi się zapamiętać z tamtegos dnia. Było niczym nieustannie powtarzający koszmar.
Uchyliłam jedną powiekę, a następnie leniwie otworzyłam drugie oko. Tuż przed moim nosem znajdowała się kaczka, a tuż obok stała miska z wodą. Zmarszczyłam "brwi", po czym podniosłam wzrok. Moim oczom ukazał się marmurkowy border collie. Bez trudu rozpoznałam w nim najlepszego przyjaciela.
- Raf. - wyszeptałam, prawie bezgłośnie. - Tak się cieszę, że jesteś... - Moje słowa były w pełni szczerze. Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się na czyiś widok.
- Cześć, Frei. - Na jego pysku zawitał delikatny uśmiech, który sprawił mi tyle radości. Odwzajemniłam go, co przyszło mi z wielkim trudem.
Spróbowałam się podnieść. Tym razem poszło mi lepiej niż ostatnio. Położyłam się tak, by głowę mieć podniesioną.
- Jak długo byłam nieprzytomna? - spytałam szeptem. Nie byłam w stanie wypowiedzieć się głośniej.
- Kilka dni. - odrzekł border.
Wytrzeszczyłam oczy. Kilka dni? Kilka dni spędziłam leżąc tutaj bezczynnie? Jedynie tracąc czas?
Ból w łapie powrócił. Wydawało mi się, że ani trochę nie ustąpił. Moja łapa była owinięta bandażem, który sprawiał, że nawet nie mogłam nią poruszyć.
Powoli usiadłam. Raf mi przy tym pomógł. Cały czas stał obok. Przytuliłam go mocno. Tak wiele dla mnie zrobił. Teraz nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niego.
Dzień, w którym pierwszy raz go spotkałam, był jednym z moich najszczęśliwszych. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego na początku odeszłam bez słowa. Tak wiele mogłam stracić.
- Dziękuję. Za wszystko. - Nigdy nie potrafiłam dziękować. Zawsze miałam wrażenie, że moje słowa brzmią sztucznie. Wiedziałam jednak, że on to zrozumie.
Zawsze rozumiał.
- Nie poradziłam sobie. - mruknęłam, bardziej do siebie niż do niego. - Nie wykonałam zadania, które mi powierzono. - Zmieniłam przy tym temat.
- To była twoja pierwsza walka... - Raf próbował jakoś mnie obronić. Mimo wszystko byłam mu za to wdzięczna. - Jesteś jeszcze młoda... i niedoświadczona... - starał się mnie pocieszyć.
Niedoświadczona, powtórzyłam w myślach. Nienawidziłam tego słowa.
Ale wiedziałam, że pies miał rację.
- A wiesz, kiedy będę mogła wrócić do walki? - spytałam zrezygnowana.
Nagle spuścił wzrok. Jego reakcja mnie zaniepokoiła.
- Raf? - przestraszyłam się.
- Za pół roku. - Słowa wypowiedziane przez niego zabrzmiały niczym wyrok. Poczułam ucisk w sercu. Pół roku. To połowa mojego życia. Miałabym przez tak długi czas nie robić nic? Zupełnie nic?
W moim gardle urosła gula. Niedługo ja lub któreś z mojego rodzeństwa zostanie wybrane na przyszłą Betę. Na razie wszystko wskazywało na mnie lub Easy. Jeśli to ja zostałabym samicą Beta... co miałabym robić, nie będąc w stanie walczyć przez pół roku?
- Dasz radę. - Nie wiem, czemu, ale te proste i krótkie słowa dodały mi otuchy. Wierzyłam, że mój najlepszy przyjaciel miał rację. Nawet w takiej sytuacji.
Oparłam głowę na jego "ramieniu".
- Dogadałem się z Gerisem... - zaczął Raf. - Przez pewien czas będziesz mieszkać u mnie.
Zamerdałam lekko ogonem.
- U ciebie? - ucieszyłam się. - Kiedy?
- Kiedy będziesz mogła stąd wyjść. - odparł border i uśmiechnął się do mnie ciepło. - Poczekaj chwilę. Pójdę po jednego z lekarzy.
Położyłam się i posłusznie zaczekałam. Po chwili Raf zjawił się przede mną, razem z Veroną. Zagryzłam dolną wargę, niecierpliwie czekając na jakąś informację.
Bałam się spytać.
Raf?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz