Cała noc zleciała. W końcu było południe. Wybiegłem szybko z jaskini i popędziłem na Złote Pole, gdzie miałem spotkać się z koleżanką.
***
Stała obok jednego z drzew. Podbiegłem do niej. Byłem bardzo śpiący, bo w nocy nie zmrużyłem nawet jednego oka.
- Hej, Raf.- uśmiechnęła się (taki jej uśmiech).
- Hhej... F-f-frei!- odwzajemniłem gest.
- Coś się stało? Jesteś taki, jakiś dziwny...- zauważyła suczka.
Szybko się ocknąłem.
- Nie, nie tylko nie spałem, bo pisałem tekst, który no...em... nie wyszedł mi za dobrze... były poprawki chyba pięć, a może i dziesięć razy, ale nic z tego!- westchnąłem.- A to wszystko było dla Ciebie, bo... przecież jesteśmy- przyciszyłem głos- przyjaciółmi...
Suczka popatrzyła na mnie, a potem na pogniecioną kartkę.
- Nie zdążyłem przepisać na dużą... ładną...- westchnąłem ponownie.- A kwiaty... O matko, Frei, jak mi przykro! Kompletnie wypadły mi z głowy kwiaty...- załamałem się. Sierść wpadła mi na oczy. Byłem taki głupi... - Nie chciałem... wybaczysz mi kiedyś?- zapytałem.
Suczka w tym czasie czytała wiersz, który napisałem na karteczce, ale słyszała moje „wybaczysz mi kiedyś?”. Po chwili usiadła.
Frei?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz