- Chyba raczej nie... - odrzekłam wymijająco. Uśmiechnęłam się blado, by ukryć to, jak bardzo nie chciałam odpowiadać na pytanie. Byłam chyba pierwszym szczeniakiem, który nigdy w życiu o niczym nie marzył.
- Każdy ma jakieś marzenia. - stwierdził border collie.
- Nie każdy. - upierałam się przy swoim. - Ja nie mam.
Jego 'brwi' powędrowały wysoko do góra, a ja odchyliłam uszy do tyłu jeszcze bardziej niż normalnie. Zdenerwowałam się na niego. Przecież już wielokrotnie dałam mu do zrozumienia, że nie jestem taka, jak inni. Jak mógł tego nie rozumieć?
Widząc, że nie uszczęśliwiła mnie jego reakcja, pies powiedział przepraszająco:
- Dobrze, dobrze. Rozumiem. - Na jego pysku zagościł delikatny uśmiech.
- Nie mam marzeń. - powtórzyłam, by utwierdzić jego i samą siebie w tym przekonaniu. Bezskutecznie. - No dobrze, może jedno mam.
- A jakie? - ożywił się Raf. Wyglądał na zadowolonego ze swojego małego zwycięstwa. Spojrzałam na niego spode łba.
- Ale tego marzenia nie da się zrealizować. - westchnęłam cicho. - A już na pewno nie w tak krótkim czasie. Nie ma szans. - zakończyłam dramatycznie.
- A jakie to marzenie? - zapytał cierpliwie mój przyjaciel. Dziwiło mnie to, że on ze mną wytrzymuje i toleruje mój charakter już przez tak długi czas. Nie mogłam w to uwierzyć. - Oczywiście nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz. - dodał szybko, jakby w obawie o to, co mogę zrobić. Czy ja naprawdę byłam aż tak bardzo niebezpieczna?
Zerknęłam na niego kątem oka, po czym zdecydowałam się spojrzeć mu prosto w oczy.
- Zawsze chciałam, żeby to się skończyło. - wyznałam niechętnie. Nigdy nie lubiłam się zwierzać, nieważne komu. W tej chwili nie liczyło się nawet to, że Rafaello zdobył u mnie naprawdę wysoką rangę. - Wojna. Nieustające walki, wilki utrudniające lekcje, życie w ciągłym strachu. Czym sobie na to zasłużyłam? Ja nie chciałam wychowywać się w takich warunkach. Nie raz zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym urodziła się wcześniej, czyli wtedy, gdy nic takiego nam nie groziło. Bo z pewnością kiedyś tak było. - uznałam.
Raf pokiwał głową ze zrozumieniem... a przynajmniej tak mi się wydawało. Po chwili jednak znowu stałam się sobą.
- No. Czyli już wiesz. - mruknęłam. - Wystarczy.
Znowu się uśmiechnął. Nie potrafiłam odwzajemnić tego uśmiechu, nawet gdybym nieważne jak bardzo się postarała.
- A nie chciałabyś przeżyć czegoś ciekawego w ciągu tych czterech godzin? - spytał łagodnie.
- Czegoś ciekawego? - powtórzyłam na głos. - Myślisz, że ja niczego nie przeżyłam przez ten rok? Czy ty... - urwałam, zdając sobie sprawę z tego, jak ostro zabrzmiały moje słowa, mimo że same w sobie ostre nie były. - Słuchaj, wybacz. To nie miało tak zabrzmieć.
- Nie szkodzi. - odparł cicho. Spróbowałam się uśmiechnąć, lecz ledwo co uniosłam jeden kącik pyska.
- I ja naprawdę wiele przeżyłam... - zaczęłam, jednak w porę ugryzłam się w język. Nie mogłam opowiadać mu o moim ucieczkach z domu na kilka godzin. Jak na razie nikt nie zauważył mojej nieobecności, jednakże nie chciałam, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Mogłabym mieć kłopoty, mimo że jestem już prawie dorosłą suczką.
- Okej. W porządku. - wymruczał. Mimo to coś mówiło mi, że nie był w pełni szczery.
Zapadła cisza trwająca kilka minut. Żadne z nas nie odważyło się jej przerwać.
- No to... Do jutra. - rzuciłam, odwracając się, by odejść.
- Do jutra. - rzekł pies i pomachał do mnie łapą na pożegnanie. Po chwili zniknęłam w pobliskim lesie. Było już ciemno, ledwo co byłam w stanie ujrzeć drzewa, które mijałam. Mój niezawodny wzrok najwyraźniej przestał być taki niezawodny.
Szłam przez las w okolicach Odbicia zimowego, gdzie chciałam zamieszkać. Dotarłam do mojej jaskini, która była wyjątkowo duża. Przez 'okno' obserwowałam odbicie gór za horyzontem. To miejsce było cudowne, dlatego zdecydowałam się zamieszkać właśnie tutaj.
Mijały godziny, aż w końcu nadeszła północ. Byłam już dorosła.
Rafaello?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz